Zamykam oczy, słuchając opowieści Cyndi'ego o tym urokliwym miejscu.
Nawet nie wiem, gdy zasypiam. Następuje to tak szybko, naturalnie, jak
nigdy dotychczas.
- Dziękuję, Słodyczanie. Dziękuję. - mówi mężczyzna z koroną na
głowie, unosząc ręce do góry. Jest niski, przy kości. Ma złote włosy do
ramion wąsy i brodę, na głowie koronę, a w ręku berło. Ubrany jest w
garnitur. - Ogrzewacie woskowe serce waszego kochanego Króla Ooo! -
uspokaja dłonią tłum. - Ciągle mnie pytacie "Królu Ooo, dlaczego jesteś
taki mądry?" Powiem wam dlaczego. Czy wiedzieliście, że mam już osiem
tysięcy lat? - pyta. - Tak jest. - odpowiada na swoje pytanie. - To
prawda. Jestem aż tak wspaniały.
Siedzę przy teleskopie, obserwując tajemniczy fioletowy obiekt na
niebie. Tylko czasem odrywam się od niego, by zapisać najnowsze
zaobserwowane informacje.
- Królewna Balonowa wmawia wam, że nie jest zła. Mówi, że nie jest
dzikim psem rządnym krwi. Mówi, że nie jest dzieckiem, które chowa się w
ciele kobiety. Ona dużo mówi. - rozkłada bezradnie ręce. - Królewno
Balonowa, nic z tego nie ma sensu! - uderza pięścią w otwartą dłoń.
Tłum wiwatuje.
- Jego słowa są przekonywujące. - mówi Jake - magiczny pomarańczowy
pies - do Finna, który jest człowiekiem ubranym w niebieską bluzkę i
nieco ciemniejsze spodnie. Blond włosy skrywa pod białą czapką, a na
plecach nosi zielony plecach.
Finn jęczy.
Toronto stawia na podwyższeniu małą Słodyczankę - kanapkę z lodami w sukience.
- Tak, skarbie? Chciałabyś coś powiedzieć? - pyta Król.
- Jestem pani Kubuś, matka Kubusia. - odpowiada kanapka. - Mój syn
przemienił się w zmutowaną masę i został wygnany na odludzie przez
Królewnę Balonową. - opowiada.
Notuję kolejne informację na kartce. Doskonale wszystko słyszę z wieży astronomicznej.
- Ugh, BUU. - mruczę pod nosem.
- Kto nie jest wstrząśnięty historią jej syna? - zadaje pytanie Król Ooo.
- A co ze Słodziakiem? - pyta jeden ze Słodyczan. - Groziłeś, że spalisz sad jego mamy!
- Tak było. - przyznaje mężczyzna, przeciskając się przez tłum. - To
prawda. Słodziaku, byłem wtedy jak spłoszone zwierzę. - kładzie dłoń na
klatce piersiowej. - "Nje wyem dlaczego to zrobiłym." - mówi w języku
dziecka. - Przepraszam za to. Weź mnie.
Słodziak bierze go na ręce i przytula.
- Teraz daj mi całusa. - szepcze Król.
Dzieciak potulnie wykonuje polecenie.
- Słyszysz nas, Królewno Balonowa?! - krzyczy ten oszust. - Czy nas słyszysz?!
Notuję kolejne informacje, już nawet nie patrząc na kartkę.
- Ciiiiiiiiicho. - szepczę, przestając notować.
Słyszę pukanie, a po chwili do pomieszczenia wchodzi mój służący -
Miętówka. Nosi ciemno-niebieski frak z czerwoną muszką. Ma także
czerwone buty i rękawiczki. Jego głowa jest ozdobiona czerwono-białymi
paskami.
- Królewno, wybacz mi najście, ale uważam, że powinnaś zorganizować kampanię. - wzdycha. - Słodyczanie są naprawdę głupi.
- Badam coś, co może być bardzo ważne. - mówię, wracając do
wcześniejszych zajęć. - Głupie wybory. - warczę pod nosem. - Nie są
nawet... To znaczy, są ledwo... - ziewam. - Są ledwo legalne.
- "Ledwo, mimo to w pełni legalne wybory." - uśmiecha się Król Ooo
na rękach Słodziaka. - Tak właśnie powiedział mi mój doradca ds.
kampanii. Zawołajmy go... Pan X!
Mężczyzna w płaszczu, z brodą i okularami na nosie odwraca się.
- Dziwne imię, prawda? - pyta oszust.
Słodyczanie jęczą obrzydzeni.
- A nawet jeśli to legalne, to przecież ja stworzyłam wszystkich. -
stwierdzam do Miętówki, dalej notując. - Zrobiłam im domy. - odwracam
się do niego. - Słodyczanie może i są trochę nierozgarnięci, ale są też
lojalni.
- Los tych w stu procentach legalnych wyborów jest w waszych
rękach... W rękach obywateli. Słodyczy. - siada na ramieniu dzieciaka. -
Więc idźcie. - podnosi się. - Głosujcie sercem. Głosujcie mądrze.
Głosujcie na kandydata, który nie jest nastoletnim gumowym tyranem.
Tłum rusza do urn.
- Przecież wiedzą, że ich kocham. - mówię z nadzieją, przerywając.
Koniec głosowania. Skrobek staje na stołku, obok pudeł z moim wizerunkiem i Króla.
- Znamy już wyniki. - mówi, czytając tekst z kartki. - Król Ooo został naszą nową królewną. - unosi jedną rękę do góry.
Tłum wiwatuje.
- Hej, hej! - krzyczy uradowany Król - nowa królewna Słodkiego Królestwa.
- Co?! - wrzeszczę, schodząc po schodach z wieży. - Cooo?! Wy
matacze! Ty jesteś mataczem, - wskazuję na Króla. - Ty pomocnikiem
matacza, - na jego towarzysza. - A ty mataczem, którego jeszcze nie
znam! - wskazuję na tajemniczego mężczyznę. - Jesteście trzema
największymi mataczami i zmataczycie to miejsce do samej ziemi! -
odwracam się do Słodyczan. - A wy... - na chwilę pękam, jednak już kilka
sekund później ciskam swoją koroną o ziemię.
Kilkanaście minut później Miętówka idzie za mną niosąc moją walizkę. Ja trzymam w ręku Naukę.
- Królewno! - krzyczy Słodyczanin, odskakując w bok.
Nie zdążam się odwrócić, bo dostaję w plecy potężnym zaklęciem,
które popycha mnie w jakichś portal. Znajduję się w innym świecie, w
którym jestem po dziś. Nie chcę tu być, chcę wrócić do rodzimego świata.
Ktoś szturcha mnie w bok. Staram się to ignorować, ale staję się to zbyt irytujące.
- Marcelino, zostaw mnie... - mruczę, machając łapą.
Szturchanie nie ustaje.
- Bonnibel, obudź się! - szepcze głos Cyndi'ego.
Otwieram oczy, ale zaraz szybko je zamykam. Za ciemno. W końcu jest,
a ja chcę spać. Gwiazdy już mi się znudziły. Mam tylko nadzieję, że nie
zapyta o moje wcześniejsze słowa, to mogłoby się skończyć bardzo źle.
<Cyndi?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz