Spojrzałem na niebo. Miało przyjemny dla oka odcień błękitu. Zawiał
delikatny wiaterek gładząc moje futro. Ten niemal niewyczuwalny powiew
przyniósł ze sobą coś jeszcze prócz zapachu okolicznych kwiatów.
Przybywając zza gór zabrał ze sobą ten jakże przyjemny i znajomy zapach
innych wilków. Przymrużając oczy spojrzałem na górskie szczyty zza
których wyłaniało się słońce. Więc wystarczy, że je przekroczę. Gdy już
znajdę się po drugiej stronie znalezienie mych pobratymców zdaje się być
tylko kwestią czasu. Leniwie podniosłem cielsko pozostawiając po sobie
jedynie wygniecioną trawę. Kątem oka dostrzegłem stojącego w pobliżu
ptaka. Kos zdawał się być zainteresowany moją obecnością. Spojrzałem na
niego z lekkim uśmiechem.
- Byłeś kiedyś za górami? - zapytałem kierując wzrok z powrotem na ostre szczyty.
- Raz - powiedział i jednym skokiem zbliżył się do mnie trochę.
- Widziałeś tam inne wilki?
- Widziałem - odparł
Znów się uśmiechnąłem.
- Dziękuję - powiedziałem powoli ruszając w stronę gór.
- Powinieneś uważać, w tych górach są niedźwiedzie. - powiedział po czym znikł gdzieś w gęstych gałęziach okolicznych drzew.
Prychnąłem cicho. W dzieciństwie miałem już jedno dość bliskie
spotkanie z niedźwiedziem. Wtedy wyszedłem z tego cało. To nie znaczy,
że teraz też tak będzie ale nie zamierzam z tego powodu rezygnować.
Wędrując przez góry starałem się wybierać jak najmniejsze wzniesienia
aby nieco skrócić moją podróż. Pod koniec było znacznie prościej.
Znalazłem przełęcz, która doprowadziła mnie niemal do końca mej
wędrówki. Gdy już stanąłem po drugiej stronie gór słonce było dość
nisko. Nie da się ukryć, że była to dość późna pora. No ale czego się
spodziewać gdy zaczyna się chodzić po górach. Przede mną rozciągał się
rozległy las. Z tej perspektywy zdawał się o nie mieć końca. Żywo
wkroczyłem do lasu chcąc jak najszybciej spotkać jakiegoś wilka. Miałem
tylko nadzieję, że nie wilki tu mieszkające nie są pustelnikami żyjącymi
na własną łapę a tworzą jakąś społeczność. Cichy dźwięk mojego
dzwoneczka rozpraszał otaczającą mnie ciszę. Szedłem przed siebie
szukając jakiejś żywej duszy. Niestety poza szopem i niezliczoną ilością
ptaków nie udało mi się spotkać nikogo.
- Chyba nieczęsto mają tu obcych. - powiedziałem cicho spoglądając na drzewa.
Nagle coś przygwoździło mnie do ziemi. Byłem zaskoczony widząc stojącego nade mną z wyszczerzonymi kłami wilka.
- Kim jesteś? - warknął
- Nazywam się Raen - odparłem nieco zaskoczony.
- Co tutaj robisz? - zapytał dalej przygniatając mnie do ziemi.
Odwróciłem wzrok i uśmiechnąłem się lekko.
- Łatwiej było by mi mówić gdybym mógł swobodnie oddychać.
Wilk dokładnie zmierzył mnie wzrokiem po czym puścił. Szybko podniosłem się z ziemi. Samiec nadal nie spuszcza;l ze mnie wzroku.
- Więc? - zapytał gdy już się wyprostowałem
- Szukam watahy - powiedziałem - Słyszałem, że są tu wilki więc pomyślałem, że może też wataha.
<Reeve?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz